oczywiście jest świetny, wersja holywoodzka sie nie umywa. tu jest niejednoznacznie, intrygująco, pozostawia z niedosytem i lekkim zamentem i ma klimat tak darksajdowy że zaczynam rozumieć skąd tyle samobójstw w skandynawii. w amerykańskiej wersji wszystko jest prościutkie i czarnobiałe: zły jak sam szatan morderca (bez wnikania, po prostu zły i juz) dobry gliniarz (nawet jeśli ma na koncie jakieś występki to w dobrych intencjach, czyli on jest w porządku, to swiat oszalał) interakcja między nimi sztampowa i przewidywalna. jakże was zaskoczy pod tym wzgledem orginał o tym przekonajcie się sami.